Moja twórczość - Zygmunt Mierzwiński

Piórem i pędzlem malowane
Idź do spisu treści

Menu główne:

Moja twórczość

Fragment książki "Piórem i pędzlem malowane". 

Rozdział pt. "Zdarzyło się raz Kaźmirzowej ... pranie"

  I jak to drzewiej na wsi bywało, pewnego wiosennego poranka, a było to z początkiem lat 50. (czasy stalinowskie i zakładania kołchozów), rozłożyła była Kaźmirzowa przed Wielkanocą "sezonowe" pranie stosu bielizny, odzienia wszelakiego. Była to wwczas - jak starsze pokolenie pomni - robota niełatwa.  Bieliznę moczyło sięw kociołkach, cebrzykach, gotowało na "blasze", a za pralkę służyła ogromna drewniana balia, w której dwie spracowane kobiece ręce przecierały stosy niesamowicie zabrudzonej bielizny, odzienia na metalowej tarce. Jedynym "środkiem piorącym" było wówczas szare mydło, wyrabiane chałupniczo z baraniego łoju...
  Kaźmirzowa w izbie z polepą, czyli podłogą wykończoną ... ubitą gliną z iłem, oddzieloną od sieni wysokim (to w naszej opowieści ważne), drewnianym progiem, rozłożyła swój "warsztat pralniczy". I dalejże wylewać strugi kobiecego potu...A Kaźmirz w tym czasie oddawał się zajęciom męskim - rąbaniu drewna na opał na podwórku przy stodole... No i sięzaczęło... - Kaźmirz, przyniś no wody - wrzeszczała z izby Kaźmirzowa. Kaxmirz odkładał swoją robotę, posłusznie brał dwa wiadra na nosidła, szedł do studni, kręcił korbą, napełniał wiadra, przynosił wodęi rozlewał w naczynia podstawiane przez Kaźmirzową, po czym szedłe do swojej roboty...
  - Kaźmierz, przyniś no wody - rozlegało się po jakimś czasie. Kaźmirz odkładał robotę i powtarzał tę samą czynność... A po jakimś czasie... - Kaźmirz, przyniś no wody... I za którymś razem Kaźnirz - co było do przewidzenbia - nie strzymał...
Po kolejnym sygnale jowialne oblicze Kaźmirza napęczniało, przybrało kolor purpurowy... po czym prasnął Kaźmirz w najwyższej pasji siekierą i zdartym z głowy kapeluiszem o ziemię i ryknął...
  - Kruca fiks! Skompromituwało mie! A cóż ty, ku...rwa, zres te wode cy co...?! Cekoj cholero, oj ci ty wody naniese...
  I zaczęło się... ekspresowe noszenie wody. Kaźmirz w pasji biegał do studni, wyciągał wodę, wlewał do wiader, przynosił i... wylewał do podstawianych przez Kaźmirzową naczyń... Po którymś z kolei takim kursie Kaźmirzowo krzyczy...
  - Kaźmirz, coś ty ogłupioł?! Wystarcy juz, będzie, wszystkie gorki juześ ponalywoł, juz ni ma gdzie loć...! Będzie! Opamiętoj się!
  - Cekojze, kruca, cholero - wysapał Kaźmirz w pasji - Jo ci tak nanose, ze wreście dos juz my spokój... I chlusnął wodę z dwóch wiader na polepę (posadzkę). Kaźmirzowo w krzyk, przerwała pranie, sadowiąc się z obawy przed powodzią na kuchennym stole, a Kaźmirz nosił tak i nosił, i chlustał, aż woda zaczęła się wylewać z izby przez wysoki próg...
  I w tym momencie przyszło na Kaźmirza opamiętanie, co było zawsze zjawiskiem nieprzewidywalnym podobnie jak moment, kiedy go coś... skompromitowało.
  - No, teroz juz bedzies miała - odsapnął z całem spokojem, a jego purpurowe i zacięte do tej pory oblicze znów zajaśniało życzliwą jowialnością. Po czym odetchnął, rękawem otarł z rozświetlonego oblicza strugi potu i ująwszy garnek za ucho... zaczął wylewać wodę z polepy do wiader i chlustać na podwórko, intonując przy tym, jak zwykle był czynić, będąc w pogodnym nastroju, kościelną pieśń "Kto się w opiekę odda Panu swemu...".


Aby jednak w pełni poczuć klimat tych wydarzeń i dialogów koniecznym jest wsłuchanie się w charakterystyczną gwarę używaną w rodzinnych stronach mojego taty. Gwara ta jest nadal żywa i używana. Pomimo, że znam ją niemalże od kołyski - co roku spędzałem tam wakacje - z przykrością przyznaję, że nie umiem się nią posługiwać. Poprosiłem więc mojego tatę aby przeczytał kilka fragmentów z książki, które niniejszym z przyjemnością prezentuję i zachęcam do wysłuchania.


Opowiadanie pod tytułem "No teroz bedom dobre"


Opowiadania  pod tytułem "Wszystkich znał, wszystko wiedział..."


Opowiadanie  pod tytułem "No mala, postojsa"


Fragment opowiadania  pod tytułem "Wincenty"


Fragment opowiadania pod tytułem "Grajki, pohulanki". 

Grajki, pohulanki


...i takie oto zabawne opowiadania okraszone piękną gwarą towarzyszą mi od dziecka ilekroć w rodzinnym gronie zbiera się na wspominki  "jak to drzewiej na wsi bywało..."  :)

Mam nadzieję drogi Czytelniku, iż po wysłuchaniu tych fragmentów nabierzesz ochoty by poznać bliżej barwne postacie i wydarzenia opisane w książce i po trosze historię "tamtych czasów". 












 
Wróć do spisu treści | Wróć do menu głównego